Ktoś, kto przybył do Jerozolimy choćby raz i choćby ledwie na trochę, zawsze będzie tęsknił. Tęsknota do Jeruzalem potrafi przybrać zadziwiające, niekiedy wręcz zabawne formy. Zachęca do szukania w telewizyjnym programie reportaży o Ziemi Świętej, zatrzymuje wzrok nawet na niezbyt mądrym, ale kręconym na jerozolimskim Starym Mieście amerykańskim kryminale, którego uciekający przed policją bohaterowie śmigają niczym kangury po dachach zabytkowych kamiennych budowli. Mobilizuje do szukania informacji w internecie. I nagle wśród nich, na blogu polskiej Siostry Miriam, pojawia się wiadomość o modlitewnym wolontariacie, o modlitwie w intencji pokoju przy Tryptyku Jerozolimskim na Via Dolorosa…
W promieniu Kustodii
Zwyczajny człowiek wsiada w Warszawie do samolotu, zaś pod lotniskiem w Tel Avivie do osobowego busika. Wczesnym rankiem staje przy Bramie Damasceńskiej, oczekując na Siostrę i wolontariuszy. Jest Święto Wniebowstąpienia, a oni wybrali się na Górę Oliwną, do meczetu na szczycie, gdzie Pan wstąpił do Nieba, tylko raz w roku, właśnie tego dnia, udostępnianego katolikom na jedną jedyną Mszę św. o 5.30. Nieco opóźnione lądowanie i dość długie oczekiwanie, aż kierowca busika zbierze komplet pasażerów, nie pozwalają jednak w niej uczestniczyć.
Tymczasem Jeruzalem budzi się do życia. Przy Damasceńskiej pojawiają się pierwsi sprzedawcy pieczywa i falafyli, dzieci w jednakowych mundurkach podążają do szkół, na ulicy coraz większy ruch. Na kamiennym murku siada kobieta w podeszłym wieku, z niewielkiego pudełeczka wyjmuje drżącą ręką ze dwadzieścia par słonecznych okularów. Od razu proponuje kupno. Jeszcze trochę, a kamienne ławki przy bramie zajmie wielu sprzedawców, a wtedy jej szanse na zarobek znacznie zmaleją.
Po drodze ulica Św.Franciszka, gdzie mieści się franciszkańska Kustodia Ziemi Świętej.Życie tutejszych arabskich katolików toczyło się i toczy w cieniu, a raczej jasnym promieniu Kustodii. Znajdują tam pracę, uczą się w katolickich szkołach, a młodzież chętnie odwiedza pobliską siedzibę skautów. Na ścianach niejednego staromiejskiego sklepu czy punktu usługowego w Jerozolimie wiszą krzyże i święte obrazy – znaki, te nie na sprzedaż, choć niemal wszyscy sprzedawcy, niezależnie od narodowości czy wyznania, dbają o różnorodność asortymentu, aby przyciągnąć i zadowolić każdego klienta.
To tylko tło
Wielkim błogosławieństwem jest indywidualny pobyt w Jerozolimie.Niesie wewnętrzne wyciszenie, pozwala bez pośpiechu poznawać wielobarwne Święte Miasto i radować się jego nieprzebranym, materialnym i duchowym bogactwem.
Pierwsze kroki po złożeniu walizki wiodą do kościoła ormiańskokatolickiego na Via Dolorosa. To w jego krypcie mieści się Kaplica Adoracji z Tryptykiem Jerozolimskim autorstwa znanego twórcy z Gdańska, Mariusza Drapikowskiego. Długo można kontemplować urodę dzieła, a i tak zawsze dostrzeże się kolejny przecudny element, jednak uwagę przykuwa przede wszystkim umiejscowiony pośrodku Najświętszy Sakrament. Wszystko inne jest tłem, oprawą.Piękną, ale tylko oprawą. To zupełnie jak z jerozolimskimi świętymi budowlami – pod każdym względem godnymi podziwu, ale dopiero po powrocie, oglądając zdjęcia czy filmy, prawdziwie docenia się wielką pracę artystów i budowniczych. Kiedy stąpasz po jerozolimskim bruku, bardziej czujesz niż widzisz… Świadomość, co naprawdę wydarzyło się tutaj dwadzieścia wieków temu, jest niczym powietrze – oczywista, wszechobecna, nie opuszczająca nawet na chwilę, uskrzydlająca. W jej kontekście nawet trudno się dziwić słynnemu syndromowi jerozolimskiemu, zdiagnozowanemu w ubiegłym wieku przez izraelskiego psychiatrę. Psychozie dotykającej podobno od 150 do 200 pielgrzymów różnych wyznań rocznie. Powodującej, że osoby niemające wcześniej żadnych problemów z psychiką wcielają się nagle w którąś z postaci biblijnych, odziewają w szaty z prześcieradeł i nauczają na ulicach Świętego Miasta, by w końcu trafić na krótko do szpitala. Po powrocie do domów syndrom nie wraca…
Wielojęzycznie
Jak dobrze budzić się w Jeruzalem! Do Bazyliki Bożego Grobu (lub – według wyznawców prawosławia – Bazyliki Zmartwychwstania) zaledwie kilka minut drogi, toteż trudno się powstrzymać przed wielokrotnymi w ciągu każdego dnia odwiedzinami. Świątynią opiekują się chrześcijanie kilku wyznań (m.in. prawosławni, katolicy, koptowie). Od wczesnego ranka przy Grobie Chrystusa i na Kalwarii odprawiane są Msze św. Różnojęzyczne – łacińskie, polskie, niemieckie, angielskie, francuskie, jedna po drugiej, gdyż później, zgodnie z obowiązującym od ponad 150 lat międzywyznaniowym status quo, wyznaczającym wzajemne relacje, sposób opieki nad kościołem i kwestię nabożeństw, przy ołtarzach zapada cisza. Godziny nabożeństw kapłani uzgadniają w zakrystii – z Ojcami Franciszkanami, wśród których są i Polacy.
Podczas Eucharystii z udziałem dwojga zaledwie młodych Francuzów, przy ołtarzu Matki Bożej Bolesnej na piętrze Bazyliki, francuski kapłan próbuje po Ewangelii dotrzeć i do osoby innojęzycznej. Mówi “Resurektion” i wymownie wskazuje – to w górę, to na serce. Tak, Zmartwychwstanie dzieje się w człowieczym sercu…
W jedenastą rocznicę święceń kapłańskich ks.Zbigniew odprawia dla kilkorga Polaków Mszę św.w Grobie Pańskim. Razem z nim mieszczą się tam cztery osoby, pozostałe cztery modlą się tuż obok i wchodzą w połowie, jako zmiennicy. Napotkany potem na ulicy dość zaskakująco reaguje na słowa wdzięczności: ” To ja dziękuję, przecież bez was modliłbym się tam sam”…
Tu powstał z martwych
Za dnia na wejście do maleńkiej komory grobowej Chrystusa trzeba czekać nawet i kilka godzin. Polakom trudno zrozumieć panujący wokół wielki, niczym nieskrępowany różnojęzyczny gwar, jakże odbiegający od przepełnionej szacunkiem i czcią ciszy w polskich świątyniach. Nim doczekają się krótkiej chwili modlitwy przy płycie, na której Zbawiciel spoczął i z której powstał z martwych, stoją w długich kolejkach, wysłuchując głośnych opowieści przewodników z całego świata. Ale to tylko za dnia… Wieczorem przychodzi błogosławiony spokój. Wtedy niemal wszystkich naszych rodaków żyjących akurat na Starym Mieście lub w pobliżu można spotkać w Bazylice lub na sąsiadującym z nią placu. Przychodzą studiujący w Jerozolimie księża, siostry zakonne ze Starego Domu Polskiego Sióstr Elżbietanek i nie tylko, wolontariusze. Zatrzymują się przy Grobie Chrystusa, przyklękają przy płycie, na której balsamowano go przed złożeniem do grobu, wchodzą schodami na Golgotę.
Około 21.00 mnisi zamykają drzwi. To cała ceremonia, kończona zatrzaśnięciem skobla z drabiny i wepchnięciem jej do środka przez specjalny otwór w murze.
Skąd przybywasz?
Bywają wieczory, kiedy w Bazylice Grobu można spędzić kilka godzin w największym spokoju i skupieniu, ale wcześniej należy to uzgodnić z czarnoskórym franciszkańskim furtianem, o. Andreą. Wówczas tuż przed zamknięciem świątyni na kamiennych ławach przy wejściu siadają katolicy i wyznawcy prawosławia. Zakonnicy sprawdzają liczbę planujących pozostanie osób, dbając przy tym o zachowanie pewnej równowagi pomiędzy wyznawcami obu religii. Ostatecznie od dwudziestu do trzydziestu chętnych pozostaje w zamkniętej Bazylice. Najpierw usłyszą od franciszkanina, czego w tym miejscu nie wolno, a nie wolno – jak przypomina – “śpiewać, pić, jeść, spać”… Mają dużo czasu na modlitwę. Wyjdą, gdy sprzątany w ich obecności kościół zostanie ponownie otwarty, czyli tuż przed północą.
Wędrowanie po Bazylice w dzień przynosi wiele spotkań z ludźmi z całego świata. Często można usłyszeć pytanie “Where are you from?” (Skąd jesteś?).Chyba najbardziej otwarci są mieszkańcy egzotycznych krajów Czarnego Lądu.Bardzo chcą rozmawiać, dzielić się z bliźnimi przepełniającą ich radością z obecności w tym najświętszym miejscu. W najcichszych, zacienionych zakamarkach przysiadają inni ludzie, w większości bardzo młodzi, jakże często zapłakani, rozmawiający tylko z Tym, dla którego tu przybyli…
O pokój
Każdy wolontariusz spędza w podziemiach kościoła ormiańskokatolickiego przy Via Dolorosa kilka godzin dziennie, większość na Adoracji, a część za oszklonymi kaplicznymi drzwiami, w razie potrzeby uciszając grupy pielgrzymów czy turystów lub odpowiadając na ich pytania. Najważniejsza intencja modlitwy adoracyjnej to pokój na świecie. I nie trzeba dodawać, jak bardzo właśnie tu, w Jerozolimie, uzasadniona.
Adorowanie jest Tajemnicą, Darem, Cudem. Żadne słowa nie są w stanie go opowiedzieć, choć oczywiście bywają pomocne. Na pewno warto zajrzeć na portal “Adoremus” czy przeczytać pracę magisterską polskiej Siostry Miriam na jej stronie internetowej.
Dwie godziny Adoracji, jedna za drugą, mijają nie wiadomo kiedy. Te same spędzone poza kaplicą, a podzielone na liczne i różnorakie czynności, pokazują, jak dziwny bywa czas, jak różnie mierzony.
Pieczę nad wolontariatem sprawują Siostry Uczennice Boskiego Mistrza – dwie Włoszki, Filipinka i Polka. Mieszkają w budynku Patriarchatu Ormian-Katolików, opiekują się Kaplicą Adoracji oraz kościołem, ponadto każda ma inne zajęcia.Na przykład S. Miriam pracuje w bibliotece Kustodii Ziemi Świętej, wśród ksiąg, które onieśmielają przeciętnego czytacza słowa drukowanego. Już same daty na grzbietach budzą szacunek. XVI wiek… Jak mówi S. Miriam, wiele tu egzemplarzy ręcznie przepisywanego i ilustrowanego Pisma Świętego, są też liczne pamiętniki pielgrzymów – nieocenione źródło wiedzy o Jerozolimie sprzed kilkuset lat.
Duch wieje, kędy chce…
Z niepełnosprawnym kilkuletnim synkiem przychodzi do Kaplicy Adoracji mieszkanka Moskwy. Dziecko wydaje z siebie głośne nieartykułowane dźwięki, matka próbuje je uciszyć, prowadzi pod ołtarz, przyklęka.Obejmuje ręką dłoń malca i dotyka nią ołtarza. Chłopiec przestaje krzyczeć..Potem kobieta opowiada, że jeszcze niedawno jej synek nie chodził, nawet nie siedział, nie miał też odruchu przełykania. Płacze mówiąc, iż powierzyła go Bogu… Inni Rosjanie, z Petersburga, przedstawiają się jako typowi turyści. On zatrzymuje się przed drzwiami kaplicy, ona zaś, usłyszawszy o Adoracji, wchodzi jednak do środka i pozostaje tam przez kilkanaście minut. Opuszcza klęcznik dopiero wtedy, gdy dochodzi do niej zniecierpliwiony mężczyzna, wywołując z kaplicy. Okazuje się, że dziadek mieszkanki Petersburga był Polakiem i przed laty wiele mówił jej o Bogu, a teraz wszystko wróciło…
Któregoś dnia do kaplicy wchodzi dwoje Brytyjczyków z nastolatką. Z pewnej odległości oglądają ołtarz i dość szybko wychodzą.Nagle rozlega się wstrząsające, głośnie łkanie.Kilka osób wybiega z kaplicy. Widząc leżącą sztywno na schodach, płaczącą nastolatkę, chcą jakoś pomóc, jednak jej rodzice kładą palec na ustach, szepcząc: “Nie trzeba. To Duch Święty”…
Patrząc na Tryptyk Jerozolimski, czarnoskóra para młodych baptystów z Kalifornii pyta o Hostię. W odpowiedzi słyszą krótkie” “To nasz Bóg”. Oboje długo modlą się przed Najświętszym Sakramentem, a w specjalnej skrzynce pozostawiają wiele kartek z intencjami.
Nikt nie wie, kędy podąża Duch i które ziarno wyda kiedyś owoc…
Krzyżową drogą
Jerozolimskie Stare Miasto, otoczone murami, podzielone na cztery kwartały – chrześcijański, muzułmański, żydowski i ormiański, pełne nie tylko świątyń, ale i sklepów, punktów usługowych, kawiarek, restauracji, przez większą część dnia bywa zatłoczone do tego stopnia, że trudno przejść. Liczne grupy pielgrzymów modlą się tu codziennie na Drodze Krzyżowej. W piątkowe popołudnia Drogę prowadzi Kustodia Ziemi Świętej. Ze względu na wspomniane okoliczności zewnętrzne, modlitwy przy poszczególnych stacjach są króciutkie, a wierni przechodzą jedynie skrajami wąziutkich uliczek, możliwie najbliżej murów, aby nie tamować ruchu pieszych. Jakże inna jest owa Droga od tych przedwielkanocnych na ulicach polskich miast… Raz, że wiedzie trasą niemal identyczną z tą, jaką przed prawie dwoma tysiącami lat naprawdę podążał umęczony Zbawiciel, dwa – w Jerozolimie stanowi publiczne określenie się w zamieszkującej miasto wielonarodowościowej i wieloreligijnej gromadzie, nierzadko wywołujące kpiny otoczenia…
Franciszkanie prowadzą też wiele innych nabożeństw i procesji, na przykład w Dniu Zesłania Ducha Świętego wierni wędrują z nimi na Syjon, do Wieczernika.
Wszystko jest blisko
W Jerozolimie wszystko jest blisko. Blisko Góra Oliwna, blisko Syjon, blisko Ściana Zachodnia (nazywana też Ścianą Płaczu), gdzie wyznawcy judaizmu zanoszą modlitwy z przekonaniem, że trafiają one stamtąd wprost przed oblicze Boga. Pamięć przywołuje jakże wymowny kadr sprzed lat – przygarbioną postać rozmodlonego pod Ścianą Płaczu Polskiego Papieża, który z taką mocą i miłością zawsze nazywał Żydów naszymi starszymi braćmi w wierze. W Jerozolimie trudno zresztą nie myśleć o całym papieskim nauczaniu, o szacunku Jana Pawła II dla każdego człowieka, okazywanym zarówno w trakcie pielgrzymek po świecie, jak i w rzymskiej codzienności. W wypełnionym różnojęzycznym gwarem Świętym Mieście Jeruzalem, sercu świata, to jedynie uprawnione patrzenie na wszystkich gromadzących się tutaj bliźnich, wszystkich bez najmniejszego wyjątku. Najpierw jest pokój w sercu, potem pokój na świecie…